„Gitara gra!!!” – czyli pasja weekendowego rockendrollowca, a na co dzień „korpo-analityka” – bezpiecznie „przechowywana” w Sejfboksach
Podrzucamy Wam kolejną inspirację, tym razem od Piotra z Będzina, co można przechowywać w bezpieczny sposób w Sejfboksach, jeśli kompletnie nie masz miejsca w swoich mieszkaniowych „czterech kątach”:)
Na co dzień jestem zwyczajnym pracownikiem małej korpo – czytaj garniak od poniedziałku do czwartku, w piątek małe ustępstwo i jeansy i zasadniczo 8 h przed komputerem, co skutkuje trwałą wadą wzroku i mało raybanowskimi okularami. Natomiast w weekendy to co innego – większość znajomych z pracy miałaby naprawdę duży problem z rozpoznaniem w starym rock&rollowcu w ramonesce i bojówkach cichego analityka jakim mnie znają z pracy. Moją pasją jest muzyka i nie zmienia się to od wielu lat mimo przekroczenia wieku co najmniej dojrzałego 🙂 Pasja ta jest o tyle wciągająca i doładowująca baterie jak i kosztowna.
Przechodziłem różne etapy fascynacji muzycznej ( tak, tak zdarzyło się zachwycać Sabriną, choć nie ze względu na walory wokalne),od folku po grunge i hardcore a na dobrym ciężkim rocku kończąc. Sporo czasu szukałem nie tylko swojego gatunku ale i eksperymentowałem na różnych instrumentach, przyprawiając o bolesne migreny nie tylko moją nad wyraz wyrozumiałą rodzicielkę ale i sąsiadów naszego ( na szczęście tylko 4 piętrowego) bloku. Pamiętam ten czas w połowie i na koniec już lat 90-tych, gdy sklepy muzyczne rosły jak grzyby na deszczu. Potrafiłem tam spędzać naprawdę długie godziny wpatrując się z namaszczeniem w „talerze” Ludwiga i marząc o swoim własnym Gibsonie albo Airlinie ( w zależności czy dusza wiodła po schodach do nieba czy bardziej w kierunku białych pasów 😉 ).
Z pierwszej wypłaty za ciężką wakacyjną orkę u babci w Kieleckiem kupiłem Hagstroma – moja pierwszą własną prawdziwą gitarę („tzw” pudła miały dla mnie inną kategorię). Od tamtego czasu do Haga dołączyło kilka innych egzemplarzy, choć żaden z nich nie jest Les Paulem, ale jednak o pewnej wartości. Poza gitarami i własnymi bębnami dorobiłem się całej masy osprzętu niezbędnego przy jakimkolwiek „muzykowaniu”.
Bo byłbym zapomniał- od kilku lat uszczęśliwiam już nie tylko rodzinę ale i obcych bogu ducha winnych ludzi, którzy przez przypadek trafia do jakiegoś klubu w którym gram koncert z resztą kolegów z zespołu 🙂 Zestaw poza sporą wartością finansowa jak na moje warunki ma tez ogromną wartość sentymentalną i to zdecydowało, że jakiś czas temu postanowiłem, że blaszany barak górnolotnie nazywany przez właściciela – Pana Henryka z 2 piętra – garażem nie jest dobrym miejscem. Przeanalizowałem wszystkie możliwości, wszystkie za i przeciw i wybrałem Sejfboksy w Sosnowcu. W tym wypadku przeważyła cząstka odpowiedzialnego analityka i nie żałuję- sprzęt jest bezpieczny a jak najdzie mnie w nocy w środku tyg na chwilę poczuć się jak Ozzy to wsiadam w samochód i bez problemu mam dostęp do wszystkich moich sprzętów.
Piotr, Będzin.